***
- Patricku... - zaczęłam. - Miałam
szybko skorzystać z biblioteki i wrócić do pracy... - sięgnęłam po filiżankę kawy,
jaką dopiero co postawił przy mnie barman i nerwowo, mimo iż nie słodziłam,
zamieszałam w niej łyżeczką. Jak miałam dyplomatycznie wytłumaczyć mu, że jego
podchody, owszem - były miłe i czułam się na swój sposób wyróżniona i nimi
podekscytowana, - lecz mimo wszystko burzyły mój napięty harmonogram dnia?
Mogłam sobie pozwolić na zabawę na jego zasadach w weekendy lub wieczorami. W
ciągu dnia jednak pracowałam i miałam w planach doktorat (w co sam mnie
przecież uwikłał). Musiałam jakoś się utrzymać i nie mogłam pozwalać sobie na
wagary.
Siedzieliśmy w kameralnej kawiarni,
znajdującej się tuż przy głównym gmachu biblioteki uniwersyteckiej. Z głośników
sączyła się popowa muzyka, która splatała się z gwarem wchodzących i
wychodzących z naręczem książek studentów. Przytulne (jak na uczelniane
warunki) pomieszczenie wypełniał aromat świeżo zaparzonej kawy. Wpatrywałam się
w bukiecik eustom, które kelner wetknął w szklany wazonik i zastanawiałam się
jak to możliwe, że taki facet jak Patrick, osoba wykształcona, z pozycją bawi
się w romantyczne gesty wobec swojej pracownicy.
- Mogę zaoferować ci swoje zbiory.
Zapewniam, że są bogatsze niż tutejsze. I lada dzień wylądują w Kolonii - odparł
ze stoickim spokojem. Wpatrywał się we mnie znad subtelnych kwiatów
oddzielających nas od siebie. Jego spojrzenie było pełne skupienia i intensywności,
oczy błyszczały i nęciły błogim żarem.
Myśli kotłowały mi się w głowie. Nie
wiedziałam dokąd tak naprawdę zmierzamy. Mój umysł wyłapał jednak informację o
tym, że prawdopodobnie przeprowadza się na dłużej do Kolonii. Chcąc nie chcąc
ta sugestia napawała mnie jakimś niewyjaśnionym optymizmem.
- Czego ty ode mnie tak naprawdę
oczekujesz? - zapytałam próbując nie odnosić do jego aluzji.
Uniósł pytająco brew. Upił łyk kawy.
Wzruszył ramionami.
- Dzisiaj? Dzisiaj oczekiwałem lunchu w
towarzystwie zmysłowej kobiety - rzucił. Niedbale przeczesał włosy i spojrzał
na mnie filuternie.
W towarzystwie zmysłowej kobiety...
Zdławiłam wszechogarniającą mnie żarliwość.
- Patricku. Doceniam twoje starania. Nie
wiem jaki jest ich cel, nie mam czasu się teraz nad nimi zastanawiać... Ale ja
nie mogę się od ciebie uzależniać tylko dlatego że... - kontynuowałam swoją
tyradę szukając odpowiednich słów.
Tylko dlatego, że zostaliśmy kochankami?
Tylko dlatego, że... spragnieni kolorytu
zabawiliśmy się w jakąś baśniową historię?
- ... że? - uśmiechnął się łagodnie lecz
z nieskrywaną satysfakcją. Bawił się moim zakłopotaniem, co mnie jeszcze
bardziej irytowało.
- Na litość boską, Patricku! - oburzyłam
się starając się zignorować jego próbę
flirtu. - Dobrze wiesz dlaczego! Jesteś moim przełożonym... - zniżyłam głos. -
Ja niebawem mam zostać twoją studentką... nie wiem jak ty się na to
zapatrujesz, ale ja w życiu kieruję sie jakimiś zasadami.
Które i tak już mocno naciągnęłam,
dodałam w myślach.
- W życiu trzeba być, jak określają to
Francuzi flexible. Wykładowcę i pracodawcę
zawsze można zmienić - mrugnął do mnie znacząco okiem.
- Lubię jednego i drugiego i nie
zamierzam ich zmieniać - odparłam zupełnie szczerze znad filiżanki kawy. -
Patrick... ja już naprawdę mam dosyć poświęcania się dla facetów. Dosyć
wyrzeczeń, z których i tak nic nie wynika. Mam ambicje, które chciałabym
zrealizować - dodałam pośpiesznie.
- Cytując naszego dobrego znajomego
Einsteina: nic naprawdę cennego nie bierze się z ambicji czy poczucia obowiązku
Lauro. - Wstał, podszedł do mnie i pochylił się nad moją twarzą.- To co cenne
rodzi się z miłości i poświęcenia dla innych ludzi. - Spojrzał mi w oczy. - Przemyśl
to - dodał, po czym bez słowa pożegnania, zostawiając mnie samą, ruszył do
wyjścia.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz