czwartek, 13 marca 2014

Rozdział XVI cz. 2




***

- Patricku... - zaczęłam. - Miałam szybko skorzystać z biblioteki i wrócić do pracy... - sięgnęłam po filiżankę kawy, jaką dopiero co postawił przy mnie barman i nerwowo, mimo iż nie słodziłam, zamieszałam w niej łyżeczką. Jak miałam dyplomatycznie wytłumaczyć mu, że jego podchody, owszem - były miłe i czułam się na swój sposób wyróżniona i nimi podekscytowana, - lecz mimo wszystko burzyły mój napięty harmonogram dnia? Mogłam sobie pozwolić na zabawę na jego zasadach w weekendy lub wieczorami. W ciągu dnia jednak pracowałam i miałam w planach doktorat (w co sam mnie przecież uwikłał). Musiałam jakoś się utrzymać i nie mogłam pozwalać sobie na wagary.
Siedzieliśmy w kameralnej kawiarni, znajdującej się tuż przy głównym gmachu biblioteki uniwersyteckiej. Z głośników sączyła się popowa muzyka, która splatała się z gwarem wchodzących i wychodzących z naręczem książek studentów. Przytulne (jak na uczelniane warunki) pomieszczenie wypełniał aromat świeżo zaparzonej kawy. Wpatrywałam się w bukiecik eustom, które kelner wetknął w szklany wazonik i zastanawiałam się jak to możliwe, że taki facet jak Patrick, osoba wykształcona, z pozycją bawi się w romantyczne gesty wobec swojej pracownicy.
- Mogę zaoferować ci swoje zbiory. Zapewniam, że są bogatsze niż tutejsze. I lada dzień wylądują w Kolonii - odparł ze stoickim spokojem. Wpatrywał się we mnie znad subtelnych kwiatów oddzielających nas od siebie. Jego spojrzenie było pełne skupienia i intensywności, oczy błyszczały i nęciły błogim żarem.
Myśli kotłowały mi się w głowie. Nie wiedziałam dokąd tak naprawdę zmierzamy. Mój umysł wyłapał jednak informację o tym, że prawdopodobnie przeprowadza się na dłużej do Kolonii. Chcąc nie chcąc ta sugestia napawała mnie jakimś niewyjaśnionym optymizmem.
- Czego ty ode mnie tak naprawdę oczekujesz? - zapytałam próbując nie odnosić do jego aluzji.
Uniósł pytająco brew. Upił łyk kawy. Wzruszył ramionami.
- Dzisiaj? Dzisiaj oczekiwałem lunchu w towarzystwie zmysłowej kobiety - rzucił. Niedbale przeczesał włosy i spojrzał na mnie filuternie.
W towarzystwie zmysłowej kobiety... Zdławiłam wszechogarniającą mnie żarliwość.
- Patricku. Doceniam twoje starania. Nie wiem jaki jest ich cel, nie mam czasu się teraz nad nimi zastanawiać... Ale ja nie mogę się od ciebie uzależniać tylko dlatego że... - kontynuowałam swoją tyradę szukając odpowiednich słów.
Tylko dlatego, że zostaliśmy kochankami?
Tylko dlatego, że... spragnieni kolorytu zabawiliśmy się w jakąś baśniową historię?
- ... że? - uśmiechnął się łagodnie lecz z nieskrywaną satysfakcją. Bawił się moim zakłopotaniem, co mnie jeszcze bardziej irytowało.
- Na litość boską, Patricku! - oburzyłam się  starając się zignorować jego próbę flirtu. - Dobrze wiesz dlaczego! Jesteś moim przełożonym... - zniżyłam głos. - Ja niebawem mam zostać twoją studentką... nie wiem jak ty się na to zapatrujesz, ale ja w życiu kieruję sie jakimiś zasadami.
Które i tak już mocno naciągnęłam, dodałam w myślach.
- W życiu trzeba być, jak określają to Francuzi flexible. Wykładowcę i pracodawcę zawsze można zmienić - mrugnął do mnie znacząco okiem.
- Lubię jednego i drugiego i nie zamierzam ich zmieniać - odparłam zupełnie szczerze znad filiżanki kawy. - Patrick... ja już naprawdę mam dosyć poświęcania się dla facetów. Dosyć wyrzeczeń, z których i tak nic nie wynika. Mam ambicje, które chciałabym zrealizować - dodałam pośpiesznie.
- Cytując naszego dobrego znajomego Einsteina: nic naprawdę cennego nie bierze się z ambicji czy poczucia obowiązku Lauro. - Wstał, podszedł do mnie i pochylił się nad moją twarzą.- To co cenne rodzi się z miłości i poświęcenia dla innych ludzi. - Spojrzał mi w oczy. - Przemyśl to - dodał, po czym bez słowa pożegnania, zostawiając mnie samą, ruszył do wyjścia.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz