sobota, 15 marca 2014

Rozdział XVI cz. 3



Byłam zdenerwowana, odrobinę przestraszona. Ale również podekscytowana.
Szkołę tantry znalazłam bez trudu i nawet udało mi się nie spóźnić na umówioną godzinę. Praca w RenCol dłużyła mi się niemiłosiernie. Zdawało się, że Katharina, aby podkreślić fakt kto zarządza firmą, celowo zasypuje mnie kolejnymi obowiązkami. Przyjmowałam kolejne zlecenia z godnością. Przynajmniej nie miałam czasu zastanawiać się nad słowami z jakimi zostawił mnie prezes. Nie zdążyłam jednak w między czasie zawitać do mieszkania. Tkwiłam więc teraz w recepcji szkoły w szpilkach i garsonce, z przywiędłą wiązanką romantycznych kwiatów w ręce oraz papierową torbą wypełnioną elegancką kiecką na wieczorne wyjście. Musiałam wyglądać komicznie, zdawałam sobie z tego sprawę. Tym bardziej czułam się więc niepewnie. Byłam zagubiona, dyskretnie rozglądałam się wokół.
"Nie ma żadnego większego grzechu niż brak namiętności i żadnej większej zasługi niż błogość. Buddha".
Mój wzrok spoczął na elegancko wyeksponowanej maksymie, umieszczonej tuż obok sporych rozmiarów kamiennej figurki Buddhy. Kojąca twarz statuetki, wbita w bujne listowie eukaliptusa dawała dziwne ukojenie. Wpatrując się naprzemiennie w spokojny wizerunek Buddhy oraz sentencję jaka widniała tuż nad nim, zdawałam się odrobinę uspokajać. Uczucie wewnętrznej harmonii zdawało się być spotęgowane pastelowym wystrojem wnętrza, cichym szemraniem wody w ustawionej na kontuarze recepcji fontannie oraz zmysłowymi dźwiękami muzyki relaksacyjnej wypełniającej pomieszczenie. Całość dopełniał przyjemny aromat rozpylonego we wnętrzu, lekko pudrowego zapachu.
Miejsce idylliczne, lecznicze. Przyjemne.
Z zamyślenia wyrwała mnie wkraczająca do pomieszczenia recepcjonistka.
- Laura Abramowicz? - upewniła się. Na pierwszy rzut oka była około czterdziestoletnią kobietą o odrobinę zaokrąglonych kształtach. Bujne szatynowe włosy naturalną kaskadą opływały jej przyjazną twarz. Uśmiechała się życzliwie.
Skinęłam niepewnie głową.
- Pierwszy raz zawsze bywa stresujący - przyznała sięgając za ladę. - Ale proszę się nie martwić. Pracują u nas profesjonaliści. - Wręczyła mi zwinięty w kostkę biały, puchaty szlafrok. - Zawsze szanujemy tempo każdego kursanta. Jeśli nie będzie pani gotowa aby wykonywać niektóre z ćwiczeń to zostanie to uszanowane.
Skinęłam nieśmiało głową. Odczułam coś na kształt ulgi.
- Piękne kwiaty - dodała recepcjonistka. - Szkoda, aby się zmarnowały. Może włożę je do wody? - zaproponowała.
Uśmiechnęłam się  z wypisanym wyrazem wdzięczności na twarzy.
Tak. Patrick bywał irytujący, nieprzenikniony. Nadal był swego rodzaju tajemnicą. Ale bywał na swój sposób romantyczny. W stosunku do mnie... między innymi. Specyficznie dobrane kwiaty były tego wyrazem. Niech jak najdłużej mi o tym przypominają.
 Odetchnęłam głęboko. Odłożyłam bukiecik na ladzie. Sięgnęłam po szlafrok i ruszyłam ku kolejnej przygodzie, przygodzie odkrywania swej seksualności, świadomego, ekstatycznego życia i duchowego rozwoju.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz