Byłam zdenerwowana, odrobinę
przestraszona. Ale również podekscytowana.
Szkołę tantry znalazłam bez trudu i
nawet udało mi się nie spóźnić na umówioną godzinę. Praca w RenCol dłużyła mi
się niemiłosiernie. Zdawało się, że Katharina, aby podkreślić fakt kto zarządza
firmą, celowo zasypuje mnie kolejnymi obowiązkami. Przyjmowałam kolejne
zlecenia z godnością. Przynajmniej nie miałam czasu zastanawiać się nad słowami
z jakimi zostawił mnie prezes. Nie zdążyłam jednak w między czasie zawitać do
mieszkania. Tkwiłam więc teraz w recepcji szkoły w szpilkach i garsonce, z
przywiędłą wiązanką romantycznych kwiatów w ręce oraz papierową torbą
wypełnioną elegancką kiecką na wieczorne wyjście. Musiałam wyglądać komicznie,
zdawałam sobie z tego sprawę. Tym bardziej czułam się więc niepewnie. Byłam zagubiona,
dyskretnie rozglądałam się wokół.
"Nie ma
żadnego większego grzechu niż brak namiętności i żadnej większej zasługi niż
błogość. Buddha".
Mój wzrok spoczął na elegancko
wyeksponowanej maksymie, umieszczonej tuż obok sporych rozmiarów kamiennej
figurki Buddhy. Kojąca twarz statuetki, wbita w bujne listowie eukaliptusa
dawała dziwne ukojenie. Wpatrując się naprzemiennie w spokojny wizerunek Buddhy
oraz sentencję jaka widniała tuż nad nim, zdawałam się odrobinę uspokajać. Uczucie
wewnętrznej harmonii zdawało się być spotęgowane pastelowym wystrojem wnętrza,
cichym szemraniem wody w ustawionej na kontuarze recepcji fontannie oraz
zmysłowymi dźwiękami muzyki relaksacyjnej wypełniającej pomieszczenie. Całość
dopełniał przyjemny aromat rozpylonego we wnętrzu, lekko pudrowego zapachu.
Miejsce idylliczne, lecznicze. Przyjemne.
Z zamyślenia wyrwała mnie wkraczająca do
pomieszczenia recepcjonistka.
- Laura Abramowicz? - upewniła się. Na
pierwszy rzut oka była około czterdziestoletnią kobietą o odrobinę
zaokrąglonych kształtach. Bujne szatynowe włosy naturalną kaskadą opływały jej
przyjazną twarz. Uśmiechała się życzliwie.
Skinęłam niepewnie głową.
- Pierwszy raz zawsze bywa stresujący -
przyznała sięgając za ladę. - Ale proszę się nie martwić. Pracują u nas
profesjonaliści. - Wręczyła mi zwinięty w kostkę biały, puchaty szlafrok. -
Zawsze szanujemy tempo każdego kursanta. Jeśli nie będzie pani gotowa aby
wykonywać niektóre z ćwiczeń to zostanie to uszanowane.
Skinęłam nieśmiało głową. Odczułam coś
na kształt ulgi.
- Piękne kwiaty - dodała recepcjonistka.
- Szkoda, aby się zmarnowały. Może włożę je do wody? - zaproponowała.
Uśmiechnęłam się z wypisanym wyrazem wdzięczności na twarzy.
Tak. Patrick bywał irytujący,
nieprzenikniony. Nadal był swego rodzaju tajemnicą. Ale bywał na swój sposób
romantyczny. W stosunku do mnie... między innymi. Specyficznie dobrane kwiaty
były tego wyrazem. Niech jak najdłużej mi o tym przypominają.
Odetchnęłam
głęboko. Odłożyłam bukiecik na ladzie. Sięgnęłam po szlafrok i ruszyłam ku
kolejnej przygodzie, przygodzie odkrywania swej seksualności, świadomego,
ekstatycznego życia i duchowego rozwoju.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz