sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział V



- Jestem jednym z naukowców, który zbudował eksperymentalny grafenowy układ... – zawiesił głos sprawdzając czy użyty termin coś mi mówi.
Próbowałam sobie przypomnieć wszystko co wiedziałam na temat grafenu. Według najnowszych trendów i badań naukowych grafen miał spore szanse zastąpić nieekonomiczny krzem, który do chwili obecnej stosowany był w produkcji baterii słonecznych. Znacznie twardszy i wydajniejszy grafen mógł wywrócić do góry nogami dotychczasowe trendy nie tylko w energetyce odnawialnej, ale również na polu innych dziedzin technicznych. Kiwnęłam więc głową na znak, że terminologia nie jest mi obca.
            - Jako współakcjonariusz Instytutu Technologicznego w Massachusetts, jego docent oraz prezes zarządu RenCol zależy mi, aby krzem został wyparty przez grafeny, co niewątpliwie przyczyni się na zwiększenie wydajności nie tylko baterii słonecznych ale przede wszystkim zwiększenia ich sprzedaży na świecie. Technologia nad którą pracujemy, – ciągnął z nieukrywaną pasją w głosie widząc, że nadążam za jego tokiem rozumowania – może być 1000-krotnie bardziej wydajna niż ta używana w konwencjonalnych ogniwach słonecznych. Sama pani widzi, gra jest warta świeczki. 
            Rozumiałam przesłanki ekonomiczne oraz naukowe. Nie rozumiałam dlaczego rozmawia o tym ze mną. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć zaskoczył mnie kolejną informacją.
- Poza tym niezmiernie zależy mi na tym, aby RenCol zaczął w końcu wdrażać CSR, teraz jest bardzo na bakier z tą strategią, mniemam, iż pani wie o czym mówię, mademoiselle?
            - Społeczna odpowiedzialność biznesu… - odparłam bez zająknięcia zdumiona faktem, że komuś chce się w ogóle poruszać ten drażliwy temat. Póki co miałam wrażenie, że firmy powstają tylko i wyłącznie w celu zarobienia jak największej ilości pieniędzy. Nikogo wokół nie obchodził fakt ochrony środowiska, uwzględniania interesów społecznych czy dbania o relacje z interesariuszami.
            - Wiedziałem, że mnie pani nie zawiedzie – uśmiechnął się nie ukrywając dumy.
             Odwzajemniłam uśmiech. Nadal nie wiedziałam do końca po co to spotkanie, ale sytuacja zaczęła się krystalizować, na dodatek w dobrym kierunku co niezmiernie mnie cieszyło.
            - Tym bardziej uważam, że pani potencjał marnuje się u boku pani Brown – dodał z przekonaniem, spoglądając na mnie z pełnym oczekiwania wyrazem twarzy. Czekał niewątpliwie na moja reakcję.
            - Jakieś propozycje i strategie, które by zdołały odwrócić mój przesądzony los? – odparłam starając się obrócić swoje przygnębienie w żart, ale chyba z marnym skutkiem.
Prezes dotknął czułego punktu. Nie tak miała wyglądać moja kariera zawodowa. Marzyłam o doktoracie, o pracy na uczelni, na rozwijaniu swoich pasji w propagowaniu odnawialnych źródeł energii, w krzewieniu ekologicznych postaw. Jakoś jednak nie do końca się to udało. Załapałam pracę w RenCol i cieszyłam się z faktu, że dotykam chociaż namiastki problemów jakie mnie poruszały i interesowały.
            - Zacznijmy od weekendu. MIT jest współorganizatorem XV Międzynarodowej Konferencji  Energetycznej, która odbędzie się tutaj, w Kolonii, w hotelu Hyatt. Jestem jednym z prelegentów, zaprezentuję możliwości związane z naszą nową technologią. Mam nadzieję, że zapoczątkuje to nową erę w energetyce.
            Popatrzyłam na niego z nieukrywanym zainteresowaniem. Niedawno rzuciła mi się w oko informacja o tym wydarzeniu i szczerze żałowałam, że nie dane będzie mi z niego skorzystać.
            - No dobrze… - nadal nie bardzo wiedziałam jakie miało być moje miejsce w tym wszystkim.
            - Będę zaszczycony jeśli weźmie pani udział w tej konferencji. Na razie jako słuchacz. Ale kto wie? – zawiesił głos, dolał sobie do szklanki soku i wzniósł nim toast. -  Może w kolejnej już jako doktorantka MIT'u? – mrugnął okiem.
           
***

            Do RenCol dotarliśmy Range Roverem, który z gracją sunął zatłoczonymi ulicami Kolonii.
Podczas przejazdu do korporacji żywiołowo dyskutowaliśmy na temat nowej technologii oraz ewentualnych planów zmian w strategii zarządzania firmą, jakie można by było wdrożyć.
Miałam wrażenie, że moje życie diametralnie odwróciło się o 180 stopni. Czułam się jakbym zaczęła żyć nie swoim życiem, ewentualnie jakby nim zawładnął najpiękniejszy z możliwych snów.
Czułam jak moja skóra napięła się z podekscytowania. Adrenalina sprawiła, że serce biło szybciej.
Starałam się nie dopuszczać do siebie myśli, że w dużej mierze jest to zasługa samego prezesa, jego obecności, aury jaką wokół roztaczał, wonią skóry jego samochodu jaka mieszała się z zapachem jego ciepłego ciała obok.
Chciałam na zaistniałą sytuację spojrzeć chłodno, profesjonalnie. Właśnie dostałam bilet do realizacji swoich najskrytszych marzeń. Nie mogłam go zaprzepaścić. Postanowiłam w pełni wykorzystać daną mi szansę.

***

- Przecież ja ją zamorduję! – grzmiała Katharina rozmawiając w swoim gabinecie z Gabrielą. Trzy godziny spóźnienia! Totalne przegięcie! – usłyszeliśmy z prezesem wchodząc do biura Działu Sprzedaży.
- Dzień dobry pani dyrektor – powiedział stanowczym, chłodnym głosem Patrick przerywając tyradę mojej szefowej.
Zastygła z niewypowiedzianym słowem na ustach widząc nas razem.
- Spóźnienie panny Abramowicz jest jak najbardziej usprawiedliwione – dodał nie czekając na odpowiedź Kathariny. Jego ciepła dłoń spoczywała na moich plecach dodając mi odwagi. Mimo wszystko czułam się odrobinę zażenowana. Moja twarz oblała się nieznacznym rumieńcem. Domyślałam się jak moje spóźnienie i wtargnięcie do biura z prezesem mogło zostać odczytane. Ostatnią rzeczą jaką pragnęłam to być powodem plotek o potencjalnym romansie z Patrickiem Hackforthem.
- Rozumiem – odpowiedziała cierpko Katharina, jakby zabrakło jej słów.
- Zadzwonię do pani w sprawie szczegółów, mademoiselle Abramowicz. – Prezes spojrzał na mnie składając niemą obietnicę. Ukłonił się lekko w moim kierunku oraz w stronę Kathariny i Gabrieli po czym wyszedł z biura.

***

            Spojrzałam na pełne zdumienia twarze Gabrieli i Kathariny starając się nie okazywać jakichkolwiek uczuć. Emocje jakie mną targały były nie do opisania i ciężko mi było zachować kamienną twarz. Uśmiechnęłam się więc do nich serdecznie rzucając „dzień dobry” i udałam się do swojego biura zanim zdążyły mnie zapytać o cokolwiek.
Czułam satysfakcję ale i przerażenie na myśl obowiązków jakie musiałabym na siebie wziąć jeśli rzeczywiście miałabym zacząć współpracować z Patrickiem Hackfothem. 
Nie bałam się zawodowych wyzwań jakie przede mną miał zamiar postawić. Doktorat zawsze był moim marzeniem. Techniczne nowinki dotyczące energetyki XXI wieku interesowały mnie od chwili, kiedy w dzieciństwie w moje ręce wpadła książka dotycząca ekologii. Sugestywne obrazki przedstawiały ponury, pokryty czarnym smarem świat, spowodowany w dużej mierze używaniem paliw kopalnianych, korzystania z samochodów. Smolisty dym oplatał drzewa, pola, domy. Obok przedstawiona była alternatywa: kolektory słoneczne, elektrownie wiatrowe, wodne i geotermiczne wkomponowane w piękny, zielony i wesoły krajobraz. Wtedy, jako kilkulatka o bujnej wyobraźni postanowiłam walczyć o świat. O jego kolory, cudowne zakątki, o nieinwazyjne koegzystowanie z biosferą. Zaczęłam pasjonować się ekologią w każdym wymiarze.
Walczyłam o każdy porzucony papierek na trawniku. O wyłączoną diodę w telewizorze. O uronioną kroplę wody w cieknącym kranie. 
I choć zdawałam sobie sprawę, że poniekąd jestem współczesnym Don Kichotem w spódnicy, który walczy z nieuchronnym, nie poddawałam się. Skończyłam kierunkowe studia interesując się przede wszystkim pozyskiwaniem energii z nasłonecznienia.  Nie wszystko potoczyło się po mojej myśli. Zamysł doktoratu umarł, zanim w ogóle zdążył dobrze wykiełkować, w dużej mierze przyblokowany zapewnieniami Marka, że kobiety nie nadają się do kariery naukowej, że ich rola to przykładny etat w biurze.
Bałam się, że interesująca postać Patricka Hackfortha przyćmi nasze naukowe plany, które dopiero co miały wykiełkować. Obawiałam się, że w jego towarzystwie nie będę umiała skupić się na celach mi postawionych i zapomnę o zaplanowanych priorytetach.
Z tego co zdążyłam zauważyć, był pełnym pasji naukowcem, błyskotliwym i pracowitym biznesmenem oraz zapalonym ekologiem. Przy tym wszystkim był dowcipny, dystyngowany i staroświecko uprzejmy.  Jego interesująca, odrobinę południowa uroda  była tylko kropką nad „i” jego złożonej osobowości, która niezmiernie mnie intrygowała.  Ta ciekawość, którą we mnie wzbudzał mnie odrobinę martwiła.
- Droga panno! – Do biura wparowała Katharina w momencie kiedy uruchamiałam komputer.
Przewróciłam w duchu oczami czując co zaraz nastąpi.
- Jeśli ci się wydaje, że ze względu na zażyłość z prezesem możesz liczyć na jakiekolwiek fory z mojej strony, to jesteś w błędzie! Nie życzę sobie na jakiekolwiek spóźnienia czy zaniedbania z twojej strony. To co robisz poza pracą, to twoja sprawa. Nie interesuje mnie gdzie bywasz i z kim sypiasz. Jeśli jednak chodzi o firmę, to obowiązują nas wszystkich ustalone godziny pracy oraz wydzielone obowiązki! Przypominam ci, że pracujemy tutaj jako zespół za który odpowiadam, głównie przed prezesem, więc tym bardziej weź to pod uwagę! – skandowała.
Spięłam się w sobie i z pokorą wysłuchałam tego, co miała do powiedzenia zdając sobie sprawę, że poniekąd ma rację. Sama sobie się dziwiłam, że dałam się omotać prezesowi i zgodziłam się na to śniadanie. Wprawdzie było to niby biznesowe spotkanie, ale niebezpiecznie dryfowaliśmy na granicy zbyt bliskiego spoufalania się. W jego towarzystwie zaskakująco szybko wchodziłam w rolę kokietki, którą raczej nie byłam.  Robiłam to nieświadomie. Kolejny dowód na to, że jego charyzma niepokojąco mnie oplatała. Musiałam mocno zacząć pracować nad tym, aby ta relacja nie zamieniła się w coś, na co nie miałam najmniejszej ochoty aby się stała. Poza tym nie miałam żadnego dowodu na to iż prezes nie robi tego z rozmysłem, z chęcią upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu.
Zdawałam sobie sprawę, że pewnie w dużej mierze tak reaguję na jego towarzystwo ze względu na rozpad mojego długoletniego związku z Markiem. Moja podświadomość płatała mi najwyraźniej figla. Pomysł z poznaniem kogoś przez Internet może nie byłby taki najgorszy? Przynajmniej skierowałby moje myśli na inne tory.
Zmarszczyłam brwi i zaciskając za plecami mocno kciuki, obiecałam sobie, że nie dam się ponieść emocjom ani urokowi prezesa.
Spojrzałam na Katharinę, uśmiechnęłam się przepraszająco i obiecałam poprawę.
Po jej wyjściu szybko rzuciłam się w wir obowiązków przyrzekając sobie, że do weekendowej konferencji zapomnę o prezesie a po południu przejrzę możliwości w sieci dotyczące poznania kogoś ciekawego,
Zrezygnowałam z lunchu. Krótką przerwę wykorzystałam na szybki telefon do Daniela, w którym przesunęłam nasze spotkanie na kolejny tydzień. Miałam nadzieję, że do tego czasu uda mi się już znaleźć nowe lokum, które pomoże mi urządzić.

***

            Ekran laptopa rozświetlał mrok salonu. Kursor miarowo migał w okienku przeglądarki, idealnie wkomponowując się w rytm myśli przewijających się przez mój umysł. Co powinnam wpisać? Kogo szukałam i czego oczekiwałam?
            "Portal randkowy", słowa prawie same ułożyły się  w okienku niemniej jednak podświadomie wiedziałam, że to nie jest to czego oczekuję. Kliknęłam "Enter". Zmarszczyłam czoło na widok ponad półtora miliona stron.
            - Uch... - westchnęłam. - Nawet do emerytury nikogo sensownego nie znajdę. - Sięgnęłam po duży kubek z gorącą czekoladą. Upiłam spory łyk upajając się słodkim smakiem ukajającego napoju. Kliknęłam w pierwszy z brzegu link. Poczciwe Google przekierowało mnie na pierwszy z brzegu portal. Szata graficzna składała się jedynie z kilkunastu zdjęć najnowszych członków szukających znajomości i przygód w sieci oraz panelu rejestracji. Zmarszczyłam brwi. Zdjęcia osób nie zachęcały aby się rejestrować. Liczne zbliżenia na kobiece piersi, klatki piersiowe mężczyzn, których atrakcyjność budziła szczere wątpliwości, zdjęcia robione z ręki, zamazane, niewyraźne, usta kobiet złożone w "seksowny dziubek", faceci ukrywających się za słonecznymi okularami. Oczywistość przekazu portalu bynajmniej mi się nie spodobała. To nie było to, czego szukałam. Przeczesywałam sieć w poszukiwaniu czegoś głębszego aniżeli możliwości potencjalnego jednorazowego spotkania, zakończonego seksem w przypadkowym tanim hotelu.
            Kliknęłam w kolejną z podstron, jednak jej zawartość niewiele różniła się od poprzedniej. Przy okazji, w osobnych oknach wyskoczyło kilka bannerów reklamowych. Zdenerwowana, zaczęłam po kolei wyłączać kolejne life chaty oraz pełne cukierkowego różu reklamy klubów dla swingersów. Wskaźnik myszy skierowałam już na wyłącznik ostatniej. Zawahałam się jednak. Moją uwagę przykuła stonowana, nienachalna stylistyka pop-up'u. Subtelnie wkomponowany w fiołkowe tło, biały tekst informował o imprezie zatytułowanej "Swinging with Tantra". Pełna sceptycyzmu, kliknęłam. Zostałam przekierowana na witrynę podobną kolorystycznie i stylowo do reklamy. Skromna, rzeczowa strona zwięźle informowała o tym, że jesienią organizowane jest przyjęcie skierowane do osób oczekujących od seksu czegoś więcej niż tylko fizycznego spełnienia.

"Miłość fizyczna może być pełna pasji oraz radości.
W swojej intensywności może być lekka.
Delektuj się dotykiem przynoszącym nieokiełznaną przyjemność".

Hmm... Musiałam przyznać, że zaintrygowała mnie ta swoista "zwiewność" opisywanej praktyki.

"Poczuj co to bliskość.
Poczuj się bezpiecznie.
Daj się dotknąć.
Daj się uwieść.
Dotykaj i uwodź.
Daj się zainspirować miłością tantryczną.
Poznaj dojrzałych ludzi szukających bliskości.
Wprowadź w życie czułe i namiętne fantazje."

            Przejrzałam dokładnie zawartość strony. Żadnych roznegliżowanych zdjęć promujących przedsięwzięcie a jedynie kilka zwięzłych faktów dotyczących wykorzystywanych technik: Tantra New Age, Masaż Body to body, Masaż Tantra, Masaż Lingam, Masaż Flower Power. Miejsce oferowało również możliwość wykonania depilacji miejsc intymnych oraz peelingu całego ciała.
            Na chwilę obecną nie czułam się na tyle odważna, aby brać udział w takich swingowych imprezach, nawet jeśli miały mieć bardziej duchowy wymiar aniżeli ich bardziej znana, popularna forma. Niemniej jednak moją uwagę przykuła informacja o możliwości zapisania się na kurs zgłębiający tajniki tantry, wykonywania masażu tantrycznego, rytualnych kąpieli. Poczułam, że stawiam nogę na nieznanym lądzie. Nowy, ekscytujący świat, który od dawna mnie ciekawił, jednak nigdy nie stanowił priorytetu aby go zbadać.  
            Pociągnęłam łyk czekolady, usiadłam wygodniej na kanapie podciągając nogi do siadu tureckiego. Ułożyłam laptopa wygodnie na kolanach. Po krótkim namyśle postanowiłam wysłać do organizatorów maila z zapytaniem jakie są warunki zapisania się na jakieś z oferowanych szkoleń. To mogła być interesująca alternatywa do zapełnienia sobie czymś czasu wolnego oraz kolejny krok na ścieżce samorozwoju.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz