***
--------------
"Szampan
nie ma być przedmiotem kolekcjonerskim, o wiele lepiej prezentuje się na stole.
- zachęca przewrotnie producent najcenniejszego szampana świata".
FORBES LIFE
V 2013
--------------
Migocząca łuna, której źródłem był rozpalony
kominek otulała ciepłym światłem obszerny salon. Słaba poświata łagodnie spowijała
ławę z czarnego marmuru oraz stojącą przy nim welurową kanapę i dwa fotele. Pomarańczowe
promienie nieśmiało tańczyły po drewnianej podłodze. Biała orchidea stojąca na
stoliku oraz nieduża figurka obnażonego dyskobola rzucały płochliwy cień na
jasną ścianę wokół nowoczesnego paleniska.
Z głośników sączyła się relaksacyjna
muzyka, łagodnie wypełniająca pomieszczenie ujmującym brzmieniem fortepianu,
marakasów oraz afrykańskich bębnów.
Przymknęłam powieki delektując się kojącymi
dźwiękami rozpływającymi się po pomieszczeniu. Przyjemnie pieściły moją duszę,
wkomponowywały się w mój oddech. Zastygła, prawie zapomniałam po co tutaj
przyszłam. Zrobiłam krok do przodu. Głuchy stukot moich obcasów wkomponował się
w wyciszone dźwięki tej medytacyjne muzyki.
Rozejrzałam się z zainteresowaniem
dookoła.
Po prawej stronie majaczyło wejście do
niewielkiej biblioteczki oraz niedużej sypialni, z której widok na miasto
zapierał dech w piersi. Oświetlone Stare Miasto oraz katedra odbijały się
dumnie od spowitego mrokiem Renu, były tuż na wyciągnięcie ręki. Pomieszczenie
tonęło w ich półmroku. Dotknęłam gładko ułożonej jasnej narzuty łóżka. Była
przyjemnie miękka a zarazem onieśmielająco chłodna. Podeszłam do stolika
nocnego na którym w małym wazonie pysznił się bukiet niedbale ułożonych frezji.
Ich intensywny zapach zdawał się posiąść całe pomieszczenie ociężale osiadając
na stylowych sprzętach. Mieszał się ze zmysłowymi dźwiękami muzyki jaka nie
przestawała płynąć z niewidocznych gołym okiem głośników.
Obeszłam pokój dookoła. Odnalazłam drugie
przejście, tuż przy pokaźnym oknie. Prowadziło z powrotem do salonu.
Przeszłam dalej, do jadalni. Sześć
foteli majaczyło przy stole w ciepłym kolorze mahoniu. Podeszłam bliżej. Na
blacie, na srebrnej paterze, wśród pokruszonego lodu i plasterków cytryny czekały,
misternie poukładane, ostrygi. Szampan wetknięty w srebrne wiaderko
nieprzystępnie królował obok.
Rozejrzałam się ponownie. Apartament był
niebagatelny i wytworny. Kusił niedostępnym dla przeciętnego człowieka
bogactwem. Zachwycał pięknym widokiem za oknem oraz niegrzecznym przepychem
zebranych akcesoriów wewnątrz.
Nieziemsko spokojna muzyka nadal
rozbrzmiewała zniewalając moje zmysły. Rozkoszując się miłosnym zespoleniem
wolno płynących nut oraz iluminacji płomieni kominka, które tańczyły wolno na ścianach,
zatracałam się w chwili. Jednostajny rytm stonowanych dźwięków porwał mnie w
głęboką otchłań podróży w nieznane. Spokojna melodia płynnie wlewała się do uszu.
Odprężające, ulotne tony zabierały mnie w miejsce wyzwolone. Monotonne
brzmienie otulało powieki, wypełniało duszę, regenerowało ciało. Negatywne
emocje zaczęły odchodzić. Pytania retoryczne umykały. Fala błogiej równowagi
zdawała się poskramiać zmącony umysł. Odetchnęłam głęboko. Mój miarowy oddech
automatycznie zespalał się z jednostajnym rytmem muzyki. W jakiś zagadkowy
sposób przebijała się do mojej jaźni pozwalając wszystkiemu wokół odejść
niewzruszenie. Niczym balsam otulała rozdygotany umysł. Zbędne emocje zaczęły znikać,
ustępując miejsca odprężeniu.
Maestria romantycznej muzyki oraz mistrzowski
entourage powodował, że poczułam się zniewolona w najsłodszym słowa tego
znaczeniu.
Istna kontemplacja chwili.
Symfoniczna ekstaza.
Czysta medytacja.
- To jedynie smak upojenia w mikroskali,
mademoiselle. - Dźwięczny głos
zamajaczył w tle. Otworzyłam powoli powieki próbując wrócić do rzeczywistości.
Powoli się odwróciłam.
Stał za mną, oparty nonszalancko o
ścianę. Bawełniana koszulka z długim rękawem i kilkoma guzikami z przodu miękko
opinała smukły tors. Ostatni, niezapięty guzik odsłaniał smukłą szyję,
uwydatnione jabłko Adama oraz luźno zawiązany rzemyk do którego doczepiona była
jakaś zawieszka. Z tej odległości nie byłam jednak w stanie dojrzeć jaka.
Dopasowane jeansy doskonale leżały na długich nogach. Bose stopy, lekko
skrzyżowane w kostkach łagodnie zapadały się w puszysty dywan. Ręce miał luźno opuszczone.
Palce jednej ręki z lekka wystukiwały rytm akompaniamentu nadal roznoszącego
się po apartamencie. Leniwy, enigmatyczny uśmiech zastygł mu na twarzy. Oczy
zmysłowo błyszczały odbijając płomienie kominka. Bujne włosy swobodnie opadały
na ramiona.
Zamarłam.
Nie wiem czego się spodziewałam, ale
widok jaki ujrzałam mnie rozbroił. Nigdy nie zastanawiałam się jak powinien
wyglądać przystojny mężczyzna. Zawsze uważałam, że to pojęcie względne.
Starałam się nie oceniać nikogo po wyglądzie. Jednak obezwładniające, naturalne
piękno prezesa zwaliło mnie z nóg. Bezpretensjonalna swoboda jego ubioru,
kokieteryjna charyzma i wrodzony wdzięk czyniły go kimś niebywale pociągającym
a przy całej grze jaką ze mną prowadził, statusie majątkowym, jakim musiał
dysponować, erudycji oraz posadach jakie piastował był kimś boleśnie
niedostępnym. Mimo wszystko, poczułam jak nieokiełznane uczucie gorąca uderza we
mnie niczym niszczycielska fala tsunami. Francuzi, podobne uczucie nazywali
mianem coup de foudre. Rażenie
piorunem było odpowiednim określeniem na stan w jakim się znalazłam.
- Brzmi jak forma zaproszenia - stwierdziłam
lakonicznie starając się aby mój głos nie zdradzał emocji jakie mną targały.
Podszedł do mnie zachodząc mnie od tyłu.
Na swojej szyi poczułam jego spokojny, płomienny oddech. Dłonie położył mi na
ramionach, bez pośpiechu zdjął moją kurtkę niedbale rzucając ją na krzesło.
- Bo to jest zaproszenie Lauro - szepnął
mi do ucha. Kosmyk jego bujnych włosów rozkosznie pieścił mój kark.
- Zaproszenie na...? - zdołałam z siebie
wydusić.
- Na coś, czego nie będziesz w stanie
zapomnieć - dodał gardłowym głosem. Ton jego wypowiedzi był tajemniczy, lecz
pełen nieskrywanej obietnicy.
Sięgnął po szampana. Sprawnym ruchem
zdjął z korka złotko oraz rozkręcił drucik go trzymający. Owinął szyjkę butelki
wraz z korkiem lnianą serwetką. Przekręcił delikatnie zakrytą ściereczką
zatyczkę. Jego smukłe palce z gracją pianisty zatańczyły po smukłej szyjce butelki.
Dźwięk strzelającego napoju przeszył pomieszczenie.
Z wdziękiem wytrawnego sommeliera rozlał
alkohol do stojących na stole kieliszków. Podszedł do mnie wręczając mi jeden.
Popatrzyłam na niego z nieskrywanym
zainteresowaniem.
- Zaproszenie na czyste zatracenie się
Lauro - wzniósł toast delikatnie dotykając kieliszkiem mojego. Patrzył na mnie
poważnie, wyczekująco.
- Panie prezesie... nadal nie bardzo rozumiem.
- Patrick. Będę zaszczycony jeśli
będziemy mogli mówić sobie po imieniu - poprosił. Wzniósł kolejny toast i upił
łyk alkoholu. Zrobiłam to samo. Smakował zaskakująco. Przymknęłam oczy
delektując się znakomitą, mięsistą i pełną strukturą trunku. Bukiet smaku był
złożony, odrobinę miodowy z wyczuwalnymi nutami owocowymi. Drobne musowanie
błogo pieściło podniebienie, osiadało na języku zostawiając cudownie miękki,
pudrowy posmak.
- Krug Grande Cuvée Brut - rzucił
wyjaśniająco.
Podniosłam brew w geście niedowierzania.
Czytałam swego czasu w magazynie Forbes, że pierwsze dwa miejsca w rankingu na
najbardziej ekskluzywne alkohole świata,
zajęły właśnie trunki marki Krug. Ten rodzaj szampana powstawał z pieczołowicie
wyselekcjonowanych pięćdziesięciu rodzajów wina, produkowanych z trzech różnych
odmian winogron. Co najmniej sześcioletnie leżakowanie nadawało szampanowi
harmonii i doskonale zrównoważonego smaku.
- Przecież to szampańskie podium -
zachłysnęłam się prawie zapominając o meritum tego spotkania. - Takie alkohole
się kolekcjonuje a nie pije ot tak, dla kaprysu - dodałam.
Zakołysałam lekko kieliszkiem. Drobne
bąbelki z eterycznością primabaleriny zaczęły unosić się w górę. Klarowny
trunek wspaniale odbijał stonowane światło dochodzące z kominka. Czarowne refleksy podrygiwały w rytm
uspokajającej muzyki oraz polan strzelających w palenisku.
- To fakt, niemniej przyznasz, że niebywałą
stratą byłoby trzymanie takiego alkoholu na półce.
- Lubisz mocne wejścia, prawda? -
zapytałam otwarcie.
Sięgnął po paterę z ostrygami. Przeszedł
zgrabnie do stolika przy kominku. Ruszyłam nieśmiało za nim.
- Tylko i wyłącznie w towarzystwie,
które mnie satysfakcjonuje oraz jeśli gra jest warta świeczki - mruknął.
Sięgnął po jedną z ostryg, obficie skropił ją cytryną.
- Rozumiem Patricku, że jestem pionkiem
w tej... - ważyłam słowa - grze. Ale nadal nie znam jej zasad - zauważyłam. Oparłam
się niedbale o oparcie kanapy wpatrując się w niebywały widok za oknem.
Miasto w swej pełnej, tak fenomenalnej
krasie zdawało się żyć swoim życiem, nieświadome burzy toczącej się tuż obok.
Burzy w moim sercu, umyśle i ciele.
- Właśnie jesteś w trakcie ich
poznawania, moja droga... - powiedział podsunął muszlę ostrygi pod moje usta
pozwalając abym spiła jej zawartość. Jej świeży smak wyjątkowo dobrze
komponował się z owocową nutą szampana uwypuklając całą słodycz małży.
Subtelnie morski, lekko słony smak delikatnie rozpłynął się w moich ustach.
Sięgnął po kolejną muszlę. Skropił ją
sokiem i zmysłowo wychłeptał zawartość.
Upiłam kolejny łyk szlachetnego
alkoholu.
Zaczęło mi lekko szumieć w głowie.
Bąbelki zaczęły pracować.
Kwiecisty zapach szampana sensualnie
mieszał się ze świeżością ostryg, ciepłem płynącym z kominka, erotyzmem
emanującym od Patricka. Intymna muzyka otulała nasze sylwetki niczym zwiewny
szal, zacieśniając przestrzeń znajdującą się między nami.
Stanął przy mnie opierając się lekko o
kanapę, tuż obok mnie.
Zastygli, bez słowa wpatrywaliśmy się w
nocny widok roztaczający się za oknem.
Nie musiałam zadawać więcej pytań.
Wiedziałam już, że ta noc będzie mieć
jakiś finał.
Taki a nie inny.
Nie miałam siły kontestować.
Nie chciałam protestować.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz