ROZDZIAŁ XI
Po kilku chwilach spędzonych w ciszy
pełnej erotycznego napięcia pochylił głowę w moim kierunku. Nasze czoła
zetknęły się w milczącym pocałunku. Jego roziskrzony wzrok świdrował mnie na
wskroś. Poczułam jego ciepłe dłonie oplatające mój sztywny kark.
Przymknęłam oczy.
- Nie - zaprotestował. - Patrz mi proszę
w oczy. To jedna z zasad, najważniejsza... - zamruczał.
Poczułam jego miękkie wargi na swoich
ustach. Złapał dolną wargę, tak samo jak uczynił to dzień wcześniej w
samochodzie, tyle że pewniej, bardziej stanowczo, bez jakiegokolwiek wahania,
jak podróżnik śmiało stawiający krok na zdobytym lądzie. Zaczął ją delikatnie
ssać i przegryzać. Całym sobą koncentrował się wyłącznie na tej czynności. Moje
ciało zaczynało budzić się z odrętwienia, spięcie powoli ustępowało.
Uchwycił delikatnie górną wargę, lekko
ją zagryzł, po czym musnął językiem. Raz i drugi. Znowu przegryzł, znowu
dotknął językiem.
Jego pociemniały wzrok płonął w blasku
kominka. Zatracałam się w tym ujmującym spojrzeniu.
- Zrób proszę to samo - szepnął.
Musnęłam posłusznie wargami jego usta
koncentrując się na dolnej wardze, którą zaczęłam pieścić z oddaniem. Moja dłoń
intuicyjnie powędrowała w kierunku jego ucha, palcami zaczęłam drażnić
małżowinę.
Powoli delektowaliśmy się sobą, zastygli
niczym nieruchome rzeźby. Bez pośpiechu chłonęłam jego zapach. Rześki aromat
ostryg, słodycz szampana, kuszący, korzenno -
orientalny zapach jego perfum, ciężki aromat fiołków, wszystko to igrało
z wszechobecną zmysłową muzyką i moimi wyostrzonymi do granic możliwości zmysłami.
Jego usta z wolna zaczęły tańczyć w rytm błogich dźwięków aluzyjnie
wypełniających apartament. Jego język rozkosznie pieścił mój, krok po kroku
penetrował każdy jego centymetr. Szturchał, bez pośpiechu zataczał kręgi, pasją
wytrawnego naukowca zgłębiał nieodkryty teren. Złapał górną wargę, lekko ją
przytrzymał. Jego wzrok, pełen nieukrywanego pożądania, nadal skupiony był na
moich oczach.
Zamruczał z nieskrywaną rozkoszą.
Delektując się chwilą, skrępowana
śmiałością prezesa przymknęłam oczy.
-
Nie... - poprosił chrapliwie. - Otwórz oczy - dodał.
Zebrałam się w sobie aby unieść ociężałe
powieki. Jego niski głos doprowadzał mnie do szaleństwa. Odpływałam, coraz bardziej zrelaksowana.
Poczułam jego dłoń na swoim policzku. Z
lekka muskał opuszkami palców moją twarz. Jego skupiony wzrok nadal spoczywał
na moim oczach, usta śmiało przenikały moje. Gładził dłonią policzki, płatki
nosa, nie zapominając o najmniejszym skrawku mojej twarzy.
- Jesteś piękna, pełna harmonii i
nieokreślonej estetyki... - szepnął. Jego opuszki badały, muskały, odkrywały
każdy kawałek skóry powodując, że ocean ciepła i fala pożądania zalewała moje
ciało.
Przymknęłam oczy. Słowa jakie padły,
niczym jedwabna wstążka, ścisnęły mi gardło. Liryczny komplement spowodował, że
moje serce zapragnęło wyskoczyć z piersi. Przez głowę przemknęła mi myśl, czy
to czasem nie sen.
Wykorzystał
tę chwilę aby dotknąć palcami moich powiek. Zataczał drobne koła, finezyjnie
uciskał powodując, że uczucie spięcia, które jeszcze przed chwilą było obecne
odeszło. Poddając się rozkosznej formie masażu, jaką mi ofiarował, rozpływałam
się w tej ujmującej pieszczocie.
Złapał za moje dłonie pociągając mnie na
kanapę przy kominku. Oszołomiona opadłam łagodnie na sofę. W głowie miałam
mętlik spowodowany szampanem oraz niezwykle łagodną, ale jakże intensywną formą
czułości, jaką mnie obdarował.
Usiadł obok. Jego palce kreśliły koliste
ruchy na moich dłoniach. Uśmiechnął się łagodnie bacznie obserwując moją
reakcję.
Oddychałam głęboko, w rytm bijącego z
emocji serca, które zdawało się zsynchronizować z kojącą muzyką w tle.
- No więc? - zapytał powoli. Jego
gardłowy, niski głos wtopił się w sensualny rytm muzyki.
Popatrzyłam na niego pytająco. Siedział
wygodnie, jego klatka piersiowa unosiła się łagodnie.
- Jak podobała ci się zasada numer dwa
tej... jak to nazwałaś... gry? - zamruczał sięgając po kolejną ostrygę. Skropił
rzęsiście małża cytryną i przystawił mi muszlę do ust. Spiłam jej zawartość z
nieukrywaną chęcią.
- Przyznam, że żeby to ocenić musiałabym
poznać kolejną - uśmiechnęłam się równie zagadkowo. Oblizałam powoli wargi.
Ostryga smakowała pierwszorzędnie. Nie zdołała jednak przyćmić ani ognia, które
we mnie wzniecił Patrick ani zaintrygowania spowodowanym leniwym rozwojem
wypadków.
Chłód kieliszka, który mi wręczył utwierdził
mnie w przekonaniu, że nie jest to sen, a ujmująca rzeczywistość. Upiłam łyk delektując
się ekstrawaganckim smakiem.
Roześmiał się. Uniosłam pytająco brew.
- Niecierpliwość zabija całą magię
przedsięwzięcia, droga Lauro - zapewnił. -
I to jest zasada numer trzy - dodał. Chwycił moją dłoń. Palcami muskał jej
wewnętrzną część. Powłóczystym ruchem głaskał wewnętrzną część przedramienia,
od nadgarstka aż po łokieć powodując, że
po moim kręgosłupie raz za razem przemykały przeciągłe dreszcze.
-
Żeby w pełni wyzwolić cały erotyczny potencjał jaki w nas drzemie i dać się mu
ponieść, potrzebujemy sporych pokładów cierpliwości, wzajemnego zaufania,
wyzbycia się wszystkiego tego co zbyteczne. To trochę tak jak z jogą - mrugnął
aluzyjnie okiem.
- Miło mi, że w końcu padło słowo -
klucz i że odkrywasz przede mną karty - odparłam. Poczułam ulgę na myśl, że
moja intuicja mnie nie zawiodła. Chciał się ze mną przespać. Z drugiej jednak
strony zdawałam sobie sprawę, że nie chodzi tutaj tylko i wyłącznie o chwilę
uniesienia dla zaspokojenia zwierzęcej żądzy, a pod tą całą romantyczną otoczką
kryje się drugie dno.
- Przyznam szczerze, że brzmi to niepokojąco...
pięknie. Choć przyznaję, że takie rzeczy to tylko w bajce - zamruczałam mrugając
również okiem.
Uśmiechnął się promiennie.
- To co nas otacza, to tylko i wyłącznie
nasz wybór. Jeśli chcesz, aby życie wokół było... bajką - zaakcentował ostatnie
słowo - to takie będzie. Chociaż bajka to nie najlepsze określenie na świadome
życie. To najzwyczajniej w świecie kwestia wiedzy, pracy, samokontroli oraz
wytrwałości. Czasem przyda się odrobinę szczęścia, przypadku, skrzyżowania dróg
z właściwymi osobami... - ciągnął delikatnie
muskając po kolei moje palce.
Mruknęłam z rozkoszy. Eteryczność jego
pieszczot doprowadzała mnie do szaleństwa. Pragnęłam rzucić się na niego i dać
się ponieść namiętnemu zatraceniu, dać ujście nagromadzonemu przez kilka
ostatnich dni pragnieniu. Niewiele myśląc, usiadłam na nim okrakiem. Sukienka
zawadiacko się podwinęła ukazując ozdobny, koronkowy pas pończoch.
- No, no, no! - pomachał mi groźnie
palcem przed oczyma. - Droga panno, to jest anty zasada naszej gry - uśmiechnął
się zaczepnie. Objął mnie jednak dłońmi w pasie. Jego dłonie leniwie zataczały
kręgi na moich plecach.
Popatrzyłam na niego pytająco.
Odgarnął mi z czoła zabłąkany kosmyk
włosów. Nie spuszczając ze mnie wzroku zarysował palcem kontur mojej twarzy.
- Ce sont les petites attentions qui font les
plus belles relations, mademoiselle. To zwracanie uwagi na drobne rzeczy
pozwala na zbudowanie optymalnych relacji między ludźmi - mruknął gardłowo.
Nie wypuszczając mnie z objęć sięgnął
jedną ręką po stojący kieliszek szampana. Przyłożył naczynie do mojej twarzy i
wlał kilka kropel do moich ust. Przełknęłam alkohol. Strużka napoju spłynęła jednak
z kącika ust. Przyłożył swoje ciepłe usta w to miejsce spijając trunek.
- W tej konstelacji smakuje o niebo
lepiej - wyznał wpatrując się pociemniałym wzrokiem w moje oczy.
Z trudem walczyłam z narastającym we
mnie pożądaniem. Pod sobą czułam jego nabrzmiałą męskość. Zdumiewał mnie fakt
jego niesamowitej samokontroli i panowania nad pożądaniem.
Pochyliłam się w jego kierunku starając
się odnaleźć jego usta. Wplotłam dłonie w jego włosy, stanowczo pociągnęłam go
w swoim kierunku. Złożyłam na jego mięsistych wargach namiętny pocałunek,
językiem odszukałam jego. Ogniste zespolenie naszych warg uderzyło mi do głowy
z nie mniejszym impetem jak szampan. Przytulił mnie stalowym uściskiem
odwzajemniając gorącą pieszczotę. Jedną ręką zrzucił ze mnie szpilki. Gwałtownie
wstał nadal mnie przytrzymując. Oplotłam go nogami wypychając automatycznie
biodra w kierunku jego imponującej erekcji. Z impetem przyszpilił mnie do szyby
wychodzącej na miasto. Przez cienki materiał sukienki poczułam jej chłód na
plecach.
- Niech to diabli, Lauro! - wydyszał mi
w twarz. Jego nos stykał się z moim. Wpatrywał się we mnie wzrokiem pełnym
pożądania. Zmarszczył jednak czoło, które przeszyła znacznych rozmiarów
zmarszczka. Odetchnął głęboko próbując odzyskać panowanie nad sobą.
- Lauro... nie zrozum mnie proszę źle - szepnął.
Oddech nadal miał przyspieszony. Ciągle trzymał mnie mocno i zdecydowanie na
mnie napierał.
Jego słowa były jednak jak kubeł zimnej
wody.
Zimna szyba za plecami chłodziła moje
rozgrzane ciało dając jasno do zrozumienia, że powinnam wyjść.
- Pośpiech bywa synonimem efekciarstwa...
- powiedział wolno, ważąc każde wypowiadane słowo.
Sens jego wypowiedzi do mnie jednak nie
docierał.
Palcem zmysłowo zataczał kręgi po mojej
twarzy. Wypielęgnowanym paznokciem zahaczył o dolną wargę. Otworzyłam usta w
niemym błaganiu aby mnie pocałował. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą
czułam jego dłoń, poczułam błąkający się język.
- Obiecałem ci niezapomnianą noc... -
mruczał na zmianę przegryzając, ssąc i kąsając moją dolną wargę.
A więc znowu znaleźliśmy się w punkcie
wyjścia.
Moje serce zalało nieokreślone uczucie,
coś na smak rozczarowania. Nabrzmiałe z pragnienia ciało zastygło. Aluzyjną
forma odrzucenia mnie zmroziła. Wyrwałam się z jego objęć stając w miarę
stabilnie na podłodze. Nie potrafiłam jednak ruszyć się z miejsca gdyż ręce
oparł o szybę, tarasując mi drogę ucieczki. Znalazłam się w potrzasku jego
stalowych ramion.
- Lauro, zrozum... - nadal silił się na
tłumaczenie. - Jestem ci to w stanie zapewnić tylko pod jednym warunkiem... - pogładził
moje włosy dłonią. Wzrokiem zmusił abym na niego popatrzyła.
W tym momencie rozległ się dźwięk jego
komórki.
- Merde!
- przeklął rozluźniając uścisk w celu wyjęcia telefonu z kieszeni spodni.
Wykorzystałam ten moment. Rzuciłam się w
kierunku drzwi. W przelocie sięgnęłam po leżące przy kanapie szpilki oraz
sięgnęłam po kurtkę wiszącą na oparciu krzesła.
- Salut
ma chérie... - usłyszałam mimochodem słowa pełne czułości, którymi odebrał
rozmowę.
Wielka gula ścisnęła mi gardło, oczy
zapiekły.
Głowę miałam ociężałą od namiaru
szampana a ciało spięte od nadmiaru skumulowanej i niewyzwolonej erotycznej
energii.
Spierzchnięte wargi płonęły, kobiecość
pulsowała powodując wewnętrzny ból.
Idiotka, skarciłam samą siebie w duchu.
Bez wahania położyłam dłoń na klamce.
- Musisz mi zaufać i zgodzić się na moje
warunki... - usłyszałam za sobą kiedy przekraczałam próg.
Wybiegając z hotelu zastanawiałam się,
czy słowa te kierowane były do mnie czy do kobiety, z którą rozmawiał.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz