piątek, 7 lutego 2014

Rozdział XI



ROZDZIAŁ XI

Po kilku chwilach spędzonych w ciszy pełnej erotycznego napięcia pochylił głowę w moim kierunku. Nasze czoła zetknęły się w milczącym pocałunku. Jego roziskrzony wzrok świdrował mnie na wskroś. Poczułam jego ciepłe dłonie oplatające mój sztywny kark.
Przymknęłam oczy.
- Nie - zaprotestował. - Patrz mi proszę w oczy. To jedna z zasad, najważniejsza... - zamruczał.
Poczułam jego miękkie wargi na swoich ustach. Złapał dolną wargę, tak samo jak uczynił to dzień wcześniej w samochodzie, tyle że pewniej, bardziej stanowczo, bez jakiegokolwiek wahania, jak podróżnik śmiało stawiający krok na zdobytym lądzie. Zaczął ją delikatnie ssać i przegryzać. Całym sobą koncentrował się wyłącznie na tej czynności. Moje ciało zaczynało budzić się z odrętwienia, spięcie powoli ustępowało. 
Uchwycił delikatnie górną wargę, lekko ją zagryzł, po czym musnął językiem. Raz i drugi. Znowu przegryzł, znowu dotknął językiem.
Jego pociemniały wzrok płonął w blasku kominka. Zatracałam się w tym ujmującym spojrzeniu.
- Zrób proszę to samo - szepnął.
Musnęłam posłusznie wargami jego usta koncentrując się na dolnej wardze, którą zaczęłam pieścić z oddaniem. Moja dłoń intuicyjnie powędrowała w kierunku jego ucha, palcami zaczęłam drażnić małżowinę.
Powoli delektowaliśmy się sobą, zastygli niczym nieruchome rzeźby. Bez pośpiechu chłonęłam jego zapach. Rześki aromat ostryg, słodycz szampana, kuszący, korzenno -  orientalny zapach jego perfum, ciężki aromat fiołków, wszystko to igrało z wszechobecną zmysłową muzyką i moimi wyostrzonymi do granic możliwości zmysłami. Jego usta z wolna zaczęły tańczyć w rytm błogich dźwięków aluzyjnie wypełniających apartament. Jego język rozkosznie pieścił mój, krok po kroku penetrował każdy jego centymetr. Szturchał, bez pośpiechu zataczał kręgi, pasją wytrawnego naukowca zgłębiał nieodkryty teren. Złapał górną wargę, lekko ją przytrzymał. Jego wzrok, pełen nieukrywanego pożądania, nadal skupiony był na moich oczach. 
Zamruczał z nieskrywaną rozkoszą.
Delektując się chwilą, skrępowana śmiałością prezesa przymknęłam oczy.
 - Nie... - poprosił chrapliwie. - Otwórz oczy - dodał.
Zebrałam się w sobie aby unieść ociężałe powieki. Jego niski głos doprowadzał mnie do szaleństwa.  Odpływałam, coraz bardziej zrelaksowana.
Poczułam jego dłoń na swoim policzku. Z lekka muskał opuszkami palców moją twarz. Jego skupiony wzrok nadal spoczywał na moim oczach, usta śmiało przenikały moje. Gładził dłonią policzki, płatki nosa, nie zapominając o najmniejszym skrawku mojej twarzy.
- Jesteś piękna, pełna harmonii i nieokreślonej estetyki... - szepnął. Jego opuszki badały, muskały, odkrywały każdy kawałek skóry powodując, że ocean ciepła i fala pożądania zalewała moje ciało.
Przymknęłam oczy. Słowa jakie padły, niczym jedwabna wstążka, ścisnęły mi gardło. Liryczny komplement spowodował, że moje serce zapragnęło wyskoczyć z piersi. Przez głowę przemknęła mi myśl, czy to czasem nie sen.
 Wykorzystał tę chwilę aby dotknąć palcami moich powiek. Zataczał drobne koła, finezyjnie uciskał powodując, że uczucie spięcia, które jeszcze przed chwilą było obecne odeszło. Poddając się rozkosznej formie masażu, jaką mi ofiarował, rozpływałam się w tej ujmującej pieszczocie.
Złapał za moje dłonie pociągając mnie na kanapę przy kominku. Oszołomiona opadłam łagodnie na sofę. W głowie miałam mętlik spowodowany szampanem oraz niezwykle łagodną, ale jakże intensywną formą czułości, jaką mnie obdarował.
Usiadł obok. Jego palce kreśliły koliste ruchy na moich dłoniach. Uśmiechnął się łagodnie bacznie obserwując moją reakcję.
Oddychałam głęboko, w rytm bijącego z emocji serca, które zdawało się zsynchronizować z kojącą muzyką w tle.
- No więc? - zapytał powoli. Jego gardłowy, niski głos wtopił się w sensualny rytm muzyki.
Popatrzyłam na niego pytająco. Siedział wygodnie, jego klatka piersiowa unosiła się łagodnie.
- Jak podobała ci się zasada numer dwa tej... jak to nazwałaś... gry? - zamruczał sięgając po kolejną ostrygę. Skropił rzęsiście małża cytryną i przystawił mi muszlę do ust. Spiłam jej zawartość z nieukrywaną chęcią.
- Przyznam, że żeby to ocenić musiałabym poznać kolejną - uśmiechnęłam się równie zagadkowo. Oblizałam powoli wargi. Ostryga smakowała pierwszorzędnie. Nie zdołała jednak przyćmić ani ognia, które we mnie wzniecił Patrick ani zaintrygowania spowodowanym leniwym rozwojem wypadków.
Chłód kieliszka, który mi wręczył utwierdził mnie w przekonaniu, że nie jest to sen, a ujmująca rzeczywistość. Upiłam łyk delektując się ekstrawaganckim smakiem.
Roześmiał się. Uniosłam pytająco brew.
- Niecierpliwość zabija całą magię przedsięwzięcia, droga Lauro - zapewnił. -  I to jest zasada numer trzy - dodał. Chwycił moją dłoń. Palcami muskał jej wewnętrzną część. Powłóczystym ruchem głaskał wewnętrzną część przedramienia, od  nadgarstka aż po łokieć powodując, że po moim kręgosłupie raz za razem przemykały przeciągłe dreszcze.
 - Żeby w pełni wyzwolić cały erotyczny potencjał jaki w nas drzemie i dać się mu ponieść, potrzebujemy sporych pokładów cierpliwości, wzajemnego zaufania, wyzbycia się wszystkiego tego co zbyteczne. To trochę tak jak z jogą - mrugnął aluzyjnie okiem.
- Miło mi, że w końcu padło słowo - klucz i że odkrywasz przede mną karty - odparłam. Poczułam ulgę na myśl, że moja intuicja mnie nie zawiodła. Chciał się ze mną przespać. Z drugiej jednak strony zdawałam sobie sprawę, że nie chodzi tutaj tylko i wyłącznie o chwilę uniesienia dla zaspokojenia zwierzęcej żądzy, a pod tą całą romantyczną otoczką kryje się drugie dno.
- Przyznam szczerze, że brzmi to niepokojąco... pięknie. Choć przyznaję, że takie rzeczy to tylko w bajce - zamruczałam mrugając również okiem.
Uśmiechnął się promiennie.
- To co nas otacza, to tylko i wyłącznie nasz wybór. Jeśli chcesz, aby życie wokół było... bajką - zaakcentował ostatnie słowo - to takie będzie. Chociaż bajka to nie najlepsze określenie na świadome życie. To najzwyczajniej w świecie kwestia wiedzy, pracy, samokontroli oraz wytrwałości. Czasem przyda się odrobinę szczęścia, przypadku, skrzyżowania dróg z właściwymi osobami... - ciągnął  delikatnie muskając po kolei moje palce.
Mruknęłam z rozkoszy. Eteryczność jego pieszczot doprowadzała mnie do szaleństwa. Pragnęłam rzucić się na niego i dać się ponieść namiętnemu zatraceniu, dać ujście nagromadzonemu przez kilka ostatnich dni pragnieniu. Niewiele myśląc, usiadłam na nim okrakiem. Sukienka zawadiacko się podwinęła ukazując ozdobny, koronkowy pas pończoch.
- No, no, no! - pomachał mi groźnie palcem przed oczyma. - Droga panno, to jest anty zasada naszej gry - uśmiechnął się zaczepnie. Objął mnie jednak dłońmi w pasie. Jego dłonie leniwie zataczały kręgi na moich plecach.
Popatrzyłam na niego pytająco.
Odgarnął mi z czoła zabłąkany kosmyk włosów. Nie spuszczając ze mnie wzroku zarysował palcem kontur mojej twarzy.
- Ce sont les petites attentions qui font les plus belles relations, mademoiselle. To zwracanie uwagi na drobne rzeczy pozwala na zbudowanie optymalnych relacji między ludźmi - mruknął gardłowo.
Nie wypuszczając mnie z objęć sięgnął jedną ręką po stojący kieliszek szampana. Przyłożył naczynie do mojej twarzy i wlał kilka kropel do moich ust. Przełknęłam alkohol. Strużka napoju spłynęła jednak z kącika ust. Przyłożył swoje ciepłe usta w to miejsce spijając trunek.
- W tej konstelacji smakuje o niebo lepiej - wyznał wpatrując się pociemniałym wzrokiem w moje oczy.
Z trudem walczyłam z narastającym we mnie pożądaniem. Pod sobą czułam jego nabrzmiałą męskość. Zdumiewał mnie fakt jego niesamowitej samokontroli i panowania nad pożądaniem.
Pochyliłam się w jego kierunku starając się odnaleźć jego usta. Wplotłam dłonie w jego włosy, stanowczo pociągnęłam go w swoim kierunku. Złożyłam na jego mięsistych wargach namiętny pocałunek, językiem odszukałam jego. Ogniste zespolenie naszych warg uderzyło mi do głowy z nie mniejszym impetem jak szampan. Przytulił mnie stalowym uściskiem odwzajemniając gorącą pieszczotę. Jedną ręką zrzucił ze mnie szpilki. Gwałtownie wstał nadal mnie przytrzymując. Oplotłam go nogami wypychając automatycznie biodra w kierunku jego imponującej erekcji. Z impetem przyszpilił mnie do szyby wychodzącej na miasto. Przez cienki materiał sukienki poczułam jej chłód na plecach.
- Niech to diabli, Lauro! - wydyszał mi w twarz. Jego nos stykał się z moim. Wpatrywał się we mnie wzrokiem pełnym pożądania. Zmarszczył jednak czoło, które przeszyła znacznych rozmiarów zmarszczka. Odetchnął głęboko próbując odzyskać panowanie nad sobą.
- Lauro... nie zrozum mnie proszę źle - szepnął. Oddech nadal miał przyspieszony. Ciągle trzymał mnie mocno i zdecydowanie na mnie napierał.
Jego słowa były jednak jak kubeł zimnej wody.
Zimna szyba za plecami chłodziła moje rozgrzane ciało dając jasno do zrozumienia, że powinnam wyjść.
- Pośpiech bywa synonimem efekciarstwa... - powiedział wolno, ważąc każde wypowiadane słowo.
Sens jego wypowiedzi do mnie jednak nie docierał.
Palcem zmysłowo zataczał kręgi po mojej twarzy. Wypielęgnowanym paznokciem zahaczył o dolną wargę. Otworzyłam usta w niemym błaganiu aby mnie pocałował. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą czułam jego dłoń, poczułam błąkający się język.
- Obiecałem ci niezapomnianą noc... - mruczał na zmianę przegryzając, ssąc i kąsając moją dolną wargę.
A więc znowu znaleźliśmy się w punkcie wyjścia.
Moje serce zalało nieokreślone uczucie, coś na smak rozczarowania. Nabrzmiałe z pragnienia ciało zastygło. Aluzyjną forma odrzucenia mnie zmroziła.  Wyrwałam się z jego objęć stając w miarę stabilnie na podłodze. Nie potrafiłam jednak ruszyć się z miejsca gdyż ręce oparł o szybę, tarasując mi drogę ucieczki. Znalazłam się w potrzasku jego stalowych ramion.
- Lauro, zrozum... - nadal silił się na tłumaczenie. - Jestem ci to w stanie zapewnić tylko pod jednym warunkiem... - pogładził moje włosy dłonią. Wzrokiem zmusił abym na niego popatrzyła.
W tym momencie rozległ się dźwięk jego komórki.
- Merde! - przeklął rozluźniając uścisk w celu wyjęcia telefonu z kieszeni spodni.
Wykorzystałam ten moment. Rzuciłam się w kierunku drzwi. W przelocie sięgnęłam po leżące przy kanapie szpilki oraz sięgnęłam po kurtkę wiszącą na oparciu krzesła.
- Salut ma chérie... - usłyszałam mimochodem słowa pełne czułości, którymi odebrał rozmowę.
Wielka gula ścisnęła mi gardło, oczy zapiekły.
Głowę miałam ociężałą od namiaru szampana a ciało spięte od nadmiaru skumulowanej i niewyzwolonej erotycznej energii.
Spierzchnięte wargi płonęły, kobiecość pulsowała powodując wewnętrzny ból.
Idiotka, skarciłam samą siebie w duchu.
Bez wahania położyłam dłoń na klamce.
- Musisz mi zaufać i zgodzić się na moje warunki... - usłyszałam za sobą kiedy przekraczałam próg.
Wybiegając z hotelu zastanawiałam się, czy słowa te kierowane były do mnie czy do kobiety, z którą rozmawiał.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz